Zapraszamy do lektury marcowego (marzec 2017) wydania Świata Problemów. W ostatnim numerze m in. artykuł Jacka Charmasta, „Jak uprzedzenia kształtują polski model opieki nad uzależnionymi od narkotyków„.
Poniżej jego fragment:
Wyrażenie „narkotyki”, ma policyjny źródłosłów wskazujący na nielegalność danej substancji psychoaktywnej. Potocznie uważa się, że skoro jest nielegalna, to musi być bardziej szkodliwa od substancji legalnych. Zwolennicy legalizacji marihuany zawsze podnoszą problem zbyt represyjnego jej traktowania w porównaniu z wysokoprocentowym alkoholem czy bardziej śmiercionośną nikotyną. Za to przeciwników odrębnego traktowania marihuany, najwięcej irytował sam pomysł wyodrębnienia jej, jako przedmiotu dyskusji. Wrzucenie jakiejś substancji do szuflady podpisanej „narkotyki” oznaczać może, że przez długi czas nie da się o niej racjonalnie porozmawiać. Wiele zdelegalizowanych w wyniku ogólnej histerii dopalaczy, to substancje mało groźne, ale o tym się milczy. Milczy się o tym, że laboratoria policyjne są sparaliżowane ogromną liczbą nowych narkotyków, co wykorzystują uzależnieni, przesypując substancje nielegalne do opakowań z legalnymi wiedząc, że policja często nie zbada ich zawartości i machnie ręką na sprawę.
Bywa też na odwrót, że jakaś substancja tkwi poza należytą kontrolą i niezainteresowaną nią profilaktyką, mimo że jej nadużywanie prowadzi do poważnych problemów indywidualnych i społecznych. Choćby lekarze psychiatrzy często przypisują leki nasenne czy uspokajające bez głębszej refleksji nad ich często bardzo silnym potencjałem uzależniającym. Tu na straży jednak stoją koncerny farmaceutyczne, których najlepszymi klientami są łykające tabletki panie 50+ (wzmocniliśmy właśnie jeden ze stereotypów). Nasze niespójne, oparte na uproszczeniach i lęku postawy względem narkotyków są niebezpieczne jak same narkotyki. W latach 90-tych, zasada, „że o narkotykach (jako osobnych substancjach) się nie rozmawia” pomogła zdobyciu popularności przez brązową heroinę, którą młodzież kupowała jako przetworzoną marihuanę, wprowadzana celowo w błąd przez narkobiznes. Wywołało to dyskusję o profilaktyce, w których rezultacie w latach 2001-2002 powstały w Polsce pierwsze ulotki omawiające narkotyki, jako osobne substancje. Narkofobia, nie jest polską chorobą. Państwa europejskie przechodziły jej ostre stadia jednak wcześniej, poza tym otwartość i inna kultura dyskusji w większości krajów unijnych powodowały, że choroba trwała krócej i nie formowała tak bezwzględnie systemu opieki. Np. antynarkotykowy amok, spowodował kiedyś w Grecji problemy z produkcją sznurka z konopi – temat dotyczący gospodarczej hodowli konopi powodował taki wybuch emocji u greckich parlamentarzystów, że przez długi czas paraliżowały one wszelkie dyskusje. Dzisiaj jest tam pod względem kultury dyskusji znacznie lepiej, ponadto Grecja dla wielu polskich terapeutów jest wzorem sprawnej i elastycznie reagującej na potrzeby społeczne opieki nad uzależnionymi, i to mimo ogromnego kryzysu. W Europie poza pewnymi wyjątkami, im dalej na wschód i południe, tym z kulturą dyskusji gorzej. W Polsce pierwsze duże, publiczne dyskusje o narkomanii zainicjowano w czasach pierwszej Solidarności. W kolejnych latach przeciwdziałaniem narkomanii zainteresowała się ekipa Jaruzelskiego – dała zielone światło Markowi Kotańskiemu i organizacjom społecznym, które wypromowały swoje pomysły, nie zapominając posiłkować się przy tym (ponad wszelką miarę) stereotypami i uproszczeniami. Wskazywano wówczas na ogromną skalą epidemii, bo za skutecznie zainfekowanego narkomana był uważany każdy, kto bodaj raz zaciągnął się jointem. Wtedy też wykuto najbardziej nośne mantry terapeutyczne i profilaktyczne, które uformowały polski model pomocy. „Wszystkie narkotyki są takie same”, „nie zajmujemy się substancją, tylko osobą”, „każdego można wyleczyć”, „każdemu dajemy taką samą szansę”, „narkoman nigdy nie ma racji”. Przyjęty wtedy model pomocy ratował jednostki, ale też dodatkowo powodował marginalizację osób pozostających poza opieką. Slogan „narkoman nie dożywa czterdziestki” sprawdzał się i to coraz lepiej.